sobota, 18 września 2010

sentymentalnie...

Ponieważ bałaganiarz ze mnie okropny, a sama wizja sprzątania wywołuje u mnie przeraźliwe dreszcze, postanowiłam sobie, że poświęcę się i wysprzątam na błysk moje mieszkanie, a potem będę o ten porządek dbać. Póki co idzie mi nieźle - od wczoraj zmywam naczynia "na bieżąco" i przynajmniej w tym rejonie kuchni ciągle jest czysto, co cieszy mnie niezmiernie! A teraz siedzę z nogami na krześle, bo właśnie pozmywałam podłogi!
Najgorszym punktem mojego azylu jest jednak garderoba, w której dzieją się rzeczy straszne - wszystkie potrzebne i niepotrzebne rzeczy, ubrania używane i nieużywane, czyste, brudne, nowe, stare, całe, podarte, buty różne, folie, papiery wszelakie, kartony po sprzętach gospodarstwa domowego, moje prace rysunkowe i malarskie, roboczych ubrań męskich moc, itp. leżą na kupie wszędzie gdzie się da na powierzchni ok. 3 m2, co skutecznie blokuje mi dostęp do owych przedmiotów, a samo patrzenie na to wywołuje u mnie odruch wymiotny.
Dziś rano wzięłam się więc za ogarnianie tego burdelu i znalazłam kilka niezaprzeczalnych dowodów na to, że artyzm twórczy siedzi we mnie od bardzo dawna!

Moja koszulka... sprzed sześciu lat? Wzór zaprojektowałam pewnie na języku polskim, bo w liceum ta lekcja zawsze dłużyła się niemiłosiernie;) A malowałam ją takimi małymi farbkami w plastikowych słoiczkach z "Joko" małym pędzelkiem i wykałaczką na stancji "u Zenki", pamiętam! Ileż wspomnień... Niestety, chcąc - niechcąc, musiałam przeznaczyć koszulkę "na wyrzutkę", bo swoje już przeszła...


I moja męska torba wojskowa z H&M-u, która oczywiście tak mi się wówczas spodobała, że wydalam na nią ostatnie kieszonkowe. A że taka ot sobie zostać nie mogła - czarną muliną wyszyłam na kieszonce motyw, którego pierwowzór znalazłam ostatnio w moim brudnopisie z tamtego okresu - tak jest, grudzień 2005;) Chyba znów zacznę ją nosić, bo sentyment mam do niej ogromny! Mimo wszystko... i mimo, że w sierpniu zeszłego roku na zlocie w Łęguckim Młynie ktoś przypalił mi ją papierosem! No cóż... na wypaloną dziurę naszyję sobie coś ładnego i jeszcze mi trochę posłuży...


Zmykam robić kolację dla rodzinki - dziś wielka degustacja moich marynowanych grzybków;)

1 komentarz:

  1. znajoma torba;)i pamiętam też Twoje malowane farbkami koszulki:) eh, wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń